Niesamowite, jak ten czas zleciał. Dopiero co pisałam maturę, zaczynałam na studia, a dziś mój blog kończy 2 lata.

Te dwa lata były dla mnie bardzo obfite. Nauczyłam się więcej, niż mogłam się spodziewać, rozwinęłam się i swoje umiejętności kulinarne, moja biblioteczka od kilkunastu książek rozrosła się do ponad 150 pozycji (znajdują się w niej książki nie tylko po polsku, ale i po angielsku, portugalsku, a nawet francusku). Najcenniejszą jednak dla mnie rzeczą są ludzie, których poznałam, zawarłam dużo przyjaźni, niektóre skończyły się szybciej, niż oczekiwałam, ale wiele nadal trwa i wiem, że przetrwają długie lata.

 

Na początku, gdy zakładałam bloga na platformie blogowej służyć miał skumulowaniu przeze mnie przepisów wraz ze zdjęciami – wiem, każdy teraz tak mówi, ale to prawda. Pamięć mam krótką, nawet teraz robiąc jakieś danie po raz kolejny, zaglądam na bloga, bo uwielbiam wiedzieć, jak wyglądają moje potrawy – stąd zamiłowanie do dobrych książek kulinarnych. Nic nie dawały zapiski w programie komputerowym, ani też drukowanie przepisów, wszystko to gubiło mi się i sprawiało trudności, gdy chciałam coś znaleźć. Z czasem jednak mój blog zaczęli odwiedzać ludzie (są tacy, którzy odwiedzają mnie do tej pory a są ze mną od pierwszego posta), zaczęły pojawiać się komentarze, opinie, uwagi, nawiązywać znajomości i tak oto prowadzenie bloga zaczęło mnie bawić i sprawiać coraz więcej frajdy.

Od początku moim założeniem nie było, by dążyć do doskonałości, dopiero z czasem podjęłam decyzję, że nie chcę stać w miejscu, dzięki czemu jakość i moich potraw i zdjęć zmieniła się o niebo w porównaniu do tego, co było na początku, wiem, że trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Dla porównania kilka kontrastów :)

MIX1

MIX2

MIX3

MIX4

MIX5

MIX6

MIX7

Mistrzem fotografii nie jestem i pewnie nigdy nie będę, ale i tak uważam, że zrobiłam niezłe postępy i mogłabym tak porównywać i porównywać… A czasu tak mało.

Te dwa lata były dla mnie… różne. Były i wzloty i upadki, wygrane i nie wygrane, wiele publikacji i kilka wywiadów. Mam jeszcze wiele marzeń, ale bez ingerencji, cichutko czekam, aż same się spełnią. Dla mnie gotowanie to ogromna pasja, kiedy gotuję po prostu się odstresowuję, wyluzowuję, czerpię ogromną radość i przyjemność. A kiedy nie gotuję przez dłuższy czas – po prostu mnie nosi.

Prowadzenie bloga nauczyło mnie eksperymentować w kuchni. Wiem również, że inspiracja jest wszędzie, że być może talerzyk, który niekoniecznie w danej chwili mi się podoba, za miesiąc może być idealny do potrawy, która narodzi się w mojej głowie, a potem powstanie w kuchni. Wszelkie dekoracje, ozdóbki, materiały – to wszystko osobno może leżeć w szafie, a któregoś dnia stworzyć świetną kompozycję – której wciąż się uczę. Oczywiście rzadko wychodzę ze sklepów bez książki kulinarnej bądź naczyń do zdjęć – a moje szafki od dawna pękają w szwach.

Cudowne jest to, że na początku każdy traktował mojego bloga jak fanaberię, zabicie nudy (ja również należałam do tego grona), ale z czasem moi rodzice bardzo zaczęli mnie wspierać, za co jestem im niewiarygodnie wdzięczna. Gdyby nie oni pewnie blog dawno straciłby polot, a ja chęć do jego prowadzenia. Zobaczyli, że to nie tylko chwilowy wymysł, ale pasja na całego. Bo u nas jest tak, że to moi rodzice zwykle wyjeżdżają od córki studentki ze smacznym jedzonkiem w koszyku, a nie córka studentka (czyli ja) wyjeżdża od rodziców ze słoikami z jedzeniem :) Ale codwutygodniowa dostawa jajek od „szczęśliwych kurek” bardzo mi pomaga, no i te świeżutkie, pachnące morzem rybki i owoce morza, które zawsze przyjeżdżają do nas kilogramami, rolmopsy w słoikach, no i bezbłędny bigos… to podstawa wielu dań i przetrwania! Moi rodzice są wspaniali i bardzo ich kocham :)

Jest oczywiście jeszcze jeden człowiek, od pięciu lat najważniejszy w moim życiu – mój Narzeczony. To on wspiera mnie w każdych chwilach, cieszy się ze mną z każdej dobrej chwili, przytula, kiedy mam doła i mówi „przestań się przejmować, nie warto”, podpowiada, jak mogę zmienić dane potrawy, a także chwali, gdy są smaczne. Jest to także cały backstage mojego bloga, gdyż gdyby nie On, dawno zginęłabym w nawale brudnych naczyń, które ciągle powstają w naszej małej kuchni, no i dzielnie targa razem ze mną zakupy spożywcze i inne, bym mogła tworzyć i gotować :)

Brendzia2

Przeniesienie bloga na własną domenę, 5 maja 2013 roku (czyli ponad miesiąc temu) zajęło mi wiele dni, kilkaset godzin – bo przepisy trzeba było przekleić ręcznie, w inne okienka, a niektóre zdjęcia zrobić od nowa, nanieść napisy, poprawić, powstawiać, ale wiem, że było warto. Dziś jestem niezależnym blogerem – z być może mniejszą oglądalnością, ale mniejszymi ograniczeniami. Blog na własnej domenie jeszcze nie wygląda do końca tak, jakbym chciała, wiele rzeczy wymaga dopracowania, ale i tak jestem przeszczęśliwa, choć uważam, że zbyt późno podjęłam tę decyzję, to uważam, że to jeden z najlepszych kroków, jakie wykonałam.

Jeszcze nie wiem, co dalej będzie z akcjami kulinarnymi, które organizowałam – czy będę je organizować? To się okaże, ale zachęca mnie duże zainteresowanie „Muffinkowym zimowiskiem„, które było prowadzone poza agregatorami, wyłącznie przez bloga. Jeśli wyrazicie chęć – z przyjemnością podejmę się organizacji :)

Nie wiem, co będzie za rok, dwa, pięć lat, ale mam nadzieję, że mój blog będzie wtedy jeszcze lepszy, ładniejszy i miał jeszcze więcej fantastycznych Czytelników. Wierzę, że moja biblioteczka rozrośnie się jeszcze bardziej i spęcznieje od równie świetnych lub lepszych książek, a moje szafki będzie wypełniać jeszcze większa ilość pięknych naczyń, dekoracji, materiałów.

Nie będzie dziś tortu, ani konkursu, na pierwsze nie miałam czasu, a na drugie po prostu zabrakło i pomysłu i funduszy, ale już dziś zapraszam Was po przepis na wspaniałą szarlotkę, a i obiecuję, że wkrótce na blogu pojawi się fajny konkurs ze smacznymi nagrodami :)

Dziękuję Wam za to, że jesteście. Dziękuję, że mnie odwiedzacie, że czytacie, czasem komentujecie. Cieszy mnie każda Wasza opinia, gdy wykonana potrawa Wam smakuje – każde konstruktywne wskazówki są dla mnie bardzo ważne :)