[Wpis recenzyjno-promocyjny]
Pamiętacie jeszcze mój blogowy cykl „Sobota z książką”? O dziwo, by pisać o książkach, więcej czasu miałam na studiach, niż teraz, pracując w regularnych godzinach od 7 do 15, gdzie wydaje się, że człowiek jest bardziej zorganizowany. Otóż nie, u mnie różnie bywa, ale mniejsza o to.
Donna Hay, autorka książki, którą dzisiaj dla Was recenzują to sympatyczna (z wyglądu, z pisma), czterdziestopięcioletnia (nie wygląda na swój wiek!) Australijka, stylistka potraw, autorka 23 bestsellerów, świetnie sprzedających się na całym świecie. Aż dziw bierze, że jej książki dotarły do nas dopiero teraz, ale i tak cieszę się, że w końcu dotarły – dzięki wydawnictwu Albatros.
Na „Szybko, świeżo, prosto”, a raczej „Fast, fresh, simple” – czyli książkę wydaną w oryginale „czaiłam” się już dłuższy czas – na pewno ponad rok. I nie mogłam się na nią zdecydować – tym bardziej wielka była moja radość, gdy przecierając oczy ze zdumienia, ujrzałam ją, wydaną w moim ojczystym języku. Wydania oryginalne mają swój urok – lecz o wiele łatwiej jest mi czytać po polsku, niż składać zdania z angielskich słówek i tłumaczyć je sobie na polski :) Cieszę się więc, że nie kupiłam jej w oryginalnym wydaniu.
„Szybko, świeżo, prosto” to książka niezwykła – jak na nasz polski rynek wydawniczy, wydana w dość specyficzny sposób – bo niby istnieją książki z dużymi fotografiami potraw, ale te przyciągają wzrok w szczególny sposób, być może to zasługa ich stylizacji – biało-błękitne kolory nie są częstą kolorystyką wybieraną do zdjęć kulinarnych, ogólnie uważam, że niebieski nie jest zbyt „jedzeniowym” kolorem, ale dobrze użyty, sprawia, że zdjęcie nabiera niesamowitego charakteru, tak jest i tutaj – choć, przyznać muszę, że ta konsekwencja w stylizacji zdjęć, może niektórych znudzić już w połowie książki – większość z nas lubi różnorodność, ale są też tacy, którzy nie lubią zmian.
Lecz nie o stylizację tu chodzi, a o potrawy, które wyglądają tak apetycznie, że suma sumarum, po przejrzeniu całej książki, ostatecznie nie wiedziałam, który przepis wybrać najpierw. Czy coś słodkiego, czy makaronowego? Tak naprawdę, każdy znajdzie tu coś dla siebie, „Donna” jest uniwersalna i elastyczna, ale przepisy są proste i nieskomplikowane. Książka czaruje już samą okładką – przyciąga wzrok i już wiem, że pierwszym przepisem będzie ten ze zdjęcia z pierwszego planu, czyli sałatka Cezara wg Donny – wygląda nietypowo, prawda?
Jej jedynym mankamentem są gabaryty – cudownie jest położyć sobie na stole dużą księgę i czytaj z niej jak z dłoni, ale z drugiej strony – to dość wyjątkowa książka, jeśli miałabym brać pod uwagę inne książki w mojej szafie – ja wolę bardziej ujednolicone wymiary, które łatwo się przechowuje.
Co by o niej nie napisać, czekam z niecierpliwością na kolejne dzieła Donny, przetłumaczone na polski, w mniejszych wymiarach i z, może, twardą okładką? „Simple dinners” albo „Fresh and light”, a może „No time to cook”? Mam nadzieję, że wydawnictwo postara się o ich wydanie, nim zauroczona „Szybko, świeżo, prosto” kupię kolejne książki Donny wydane w oryginale, bo do zakupu już się przymierzam z poważnym zamiarem – Donna jest przede wszystkim niesamowita… :)
Dane techniczne:
Ilość stron: 208
Okładka: miękka
Wymiary: 29,5 x 1,8 x 24,7cm
Ilość przepisów: ponad 160
Zdjęcia: tak, do każdego przepisu
Data wydania: 20.03.2015 – świeżutka jest :)
Książkę mogłam zrecenzować dzięki wydawnictwu ALBATROS:
Zobacz książkę na stronie wydawnictwa: