WPIS ZAWIERA LOKOWANIE PRODUKTÓW I MAREK (NIE jest to wpis sponsorowany)

Wracając z tego pełnego wrażeń weekendu, stwierdziłam, że przez ostatnie 1,5 roku byłam w Poznaniu więcej razy, niż przez całe swoje dotychczasowe, dwudziestopięcioletnie życie – nadarzały się różne okazje, od Konferencji Firm Rodzinnych, przez zeszłoroczne Poznańskie Targi Piwne, po targi opakowaniowe Taropack i Smaki Regionów.

Miasta Poznań ani Międzynarodowych Targów Poznańskich nie trzeba nikomu przedstawiać, co rusz odbywają się tu imprezy warte odwiedzenia, zobaczenia, a nawet spróbowania, pełen jest cukierni, w których przez cały rok kupimy Rogale świętomarcińskie (oryginalne!), galerii handlowych, pozapełnianych do granic możliwości w godzinach szczytu (mimo, że co jakiś czas otwiera się kolejna, większa od poprzedniej), a także poplątanych skrzyżowań, ale przede wszystkim, wbrew różnym, zasłyszanym opiniom – mega-sympatycznych mieszkańców. Poznań da się lubić, choć na osobach z mentalnością małomiasteczkową, może zrobić wielkie wrażenie – jak na przykład na mnie :) Wszystkie te odczucia wywołały we mnie poczucie, że to właśnie w Poznaniu powinnam skończyć studia, choć Toruń też mnie uszczęśliwiał i też był typowo studenckim miastem, to Poznań daje o wiele więcej możliwości pod kątem spędzania wolnego czasu czy zakupów, nawet gdy pada deszcz.

ptp2

Poznań Nocą – wejście na Stary Rynek

Do Poznania, jak już pisałam wcześniej, zawsze nas coś „przyciąga”. Tym razem postanowiłam zafundować mojemu Mężowi – domowemu piwowarowi – wyjazd na Poznańskie Targi Piwne, które odbywały się w dniach 4-6 listopada na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Nie ukrywam, że sama pojechałam tam z wielką chęcią, bo dobrego piwa nigdy nie odmówię, a szansa spróbowania nowości lub „perełek” dostępnych dla nas wyłącznie ten jeden raz w roku, nadarza się rzadko. Na wyjazd zaprosiłam też moich rodziców – co by było weselej, bo, jak wiadomo – w kupie raźniej :)

Na targach byliśmy dwa dni – niemalże tuż po otwarciu w piątek, po godzinie 17 oraz w sobotę w porze poobiedniej. Piątek to pierwszy dzień wydarzenia, ludzi było zdecydowanie mało, co było świetną okazją do porobienia zdjęć stoiskom, porozmawiania z wystawcami i pasjonatami, no i do spokojnego posiedzenia przy stolikach, sobota nie była już taka luźna, ponieważ na wydarzenie ściągnęły prawdziwe tłumy zainteresowanych.

ptp6

ptp5

ptp4

ptp3

Mając do wyboru bilet jednorazowego wstępu za 20 złotych oraz karnet trzydniowy za 40 złotych, wybraliśmy ten drugi, w którego cenie była festiwalowa szklanka sygnowana logo i nazwą wydarzenia oraz piwo festiwalowe przygotowane specjalnie na PTP – Movember. Na wejściu do biletu każdy otrzymywał opaskę w określonym kolorze – my dostaliśmy zielone – jak chmiel :)

Swoje szklanki i piwo odbieraliśmy dopiero przy wyjściu z festiwalu w pierwszym dniu, ale przez cały czas przebywania na targach, mieliśmy szklanki, które można było wypożyczyć w targowym sklepiku – za kaucją wynoszącą 15 złotych. Oczywiście wypożyczanie szklanek to nie obowiązek, ale przyjemność picia piwa z plastikowych kubków zostawiam sobie na gminne święto plonów, przy akompaniamencie lokalnego zespołu ludowego i kiełbasce z grilla.

W festiwalowym sklepiku można było nie tylko wypożyczyć szklanki, ale również zaopatrzyć się w tatuaże (zmywalne), przypinki festiwalowe, odblaski i różne, fajne gadżety związane z targami. Z Mężem postanowiliśmy zakupić sobie po torbie wykonanej z juty, która ma w środku przegródkę na 6 piw – teraz każde z nas ma swoją osobistą torbę, którą może załadowywać wedle upodobań w kołobrzeskim sklepie z piwami rzemieślniczymi – Piwniak, do którego tak chętnie chadzamy.

ptp10

Czas wypłukać wypożyczone szklanki :)

ptp7

Szklanki, odblaski, przypinki

ptp9

Piwo festiwalowe

ptp8

Po drugiej stronie oczywiście napis „poznańskie Targi Piwne” i logo imprezy

Za cel tegorocznych PTP obrałam sobie wypróbowanie wszystkich dostępnych piw dyniowych, jakie będą sprzedawane i chyba całkiem mi się to udało, ba, stworzyłam nawet swój prywatny ranking dyniowych piw, o którym później. Przez trzy dni targów, nawet we cztery osoby, które mają dość pokaźne możliwości do smakowania i spożywania piw rzemieślniczych (nie oszukujmy się, kultura picia piw rzemieślniczych jest zupełnie inna niż kultura picia przemysłówek, mimo, że niektórzy nie widzą różnicy między koncernówką za 3 złote a kraftem za 9 złotych – oprócz, oczywiście, ceny, ale to ich problem :) ), nie dalibyśmy rady spróbować wszystkich piw.

Swoje próbowanie i zwiedzanie zaczęliśmy od Browaru Pinta, który warzy piwa rzemieślnicze od pierwszego dnia piwnej rewolucji w Polsce. Ja oczywiście uderzyłam w „Dyniamit„, czyli dyniowe piwo w stylu Ale, który również miałam okazję próbować w zeszłym roku, moja Mamuśka również, a nasi panowie wybrali Pintę Miesiąca, czyli Kwas Eta, które również było dyniowe, ale w innym stylu, a mianowicie – Sour Pumpkin Red Ale.

ptp12

ptp11

Potem poszło jak z płatka :) łażenie, próbowanie, chmielenie, gadanie. Moi rodzice szczególnie zainteresowali się sprzętem, dzięki któremu można zaangażować w domu swój własny mini-browar, ale stwierdziliśmy, że na razie mamy za małe spożycie, żeby coś takiego montować na własny użytek, więc odłożyliśmy te plany na niedaleką przyszłość.

ptp13

ptp14

W tym roku zdecydowanie królowały RISy (w zeszłym roku była „moda” na Saisony) i IPY. Mimo, że raczej przez większość czasu trzymaliśmy się razem, trudno mi ogarnąć co dokładnie każde z nas piło. Po drodze do piw wybranych z listy, moi rodzice zatrzymali się przy Odkrywkowej Kopalni Piw „Beer Bros” – wybrali Ice Tea Ale i, sądząc po minie mojego Tatuśka – mocno nachmielony HopSztos. Swoją drogą, Ice Tea Ale z herbatą Earl Grey i cytrusami bardzo mi zasmakowało.

ptp15

ptp16

Ja natomiast swoje kroki skierowałam ku kolejnemu stoisku z mojej listy (swoją drogą, nie wiem czy wiecie, ale specjalnie na potrzeby Poznańskich Targów Piwnych, aplikacja Polski Kraft wygospodarowała miejsce na festiwalowe piwa, gdzie można było zaznaczyć piwa, które chce się wypić, a następnie je oceniać – znaleźć na liście można było cały przekrój piw z browarów wystawiających się na tegorocznych targach).

ptp55

Wracając do mojej listy, zawędrowałam do stoiska Browaru na Jurze, gdzie już wołało już do mnie dyniowe Ale – Cukierek albo Psikus, i pyszne, słodkie i wytrawne ciasteczka do piwa. Piwo to wygrało mój mini ranking piw dyniowych i zupełnie spełniło moje oczekiwania, jakie pokładałam w dyniowych piwach, które planowałam próbować na targach. Dynia była mocno wyczuwalna, nie zabrakło też świątecznej nuty, czyli przepraw korzennych. Spojrzałam do aplikacji i widzę, że piwo to nie ma jakichś zniewalająco wysokich ocen (pewnie oceniane jest w kontekście wszystkich stylów i rodzajów piw), ale uważam, ze znalazłam w nim wszystko, czego szukałam wśród dyniowych piw w tym roku.

ptp19

ptp18

ptp17

Obowiązkowym przystankiem było oczywiście stoisko AleBrowar’u – to właśnie od tego browaru zaczęła się nasza przygoda z piwami rzemieślniczymi w 2012 roku, moja – od Milk Stouta „Sweet Cow”, a mojego Męża od IPA „Rowing Jack’a”. Tym razem jednak nie miałam ochoty na moją ulubioną niegdyś „krówkę” – niegdyś, ponieważ ostatnimi czasy nieco namieszali w recepturze i nie pije się jej już tak dobrze, jak pierwsze warki, więc wybrałam Naked Mummy, które chciałam spróbować już kolejny rok z rzędu, ale o ile pamiętam w zeszłym roku zwyczajnie się nie załapałam, bo wszystko wyszło pierwszego dnia. Cóż o Naked Mummy mogę powiedzieć? Oprócz tego, że to dyniowe piwo w stylu Ale, to nasuwa mi się jedyny, słuszny komentarz: „chmiel, chmiel, chmiel…” :) Tak, AleBrowar jest dość znany z mocnego chmielenia piw – nie jest to absolutnie żadną wadą! Szczególnie jeśli mówimy na przykład o Crazy Mike’u, który jest w stylu double IPA – swoją drogą, daje niezłego kopa – również miałam okazję spróbować go w tym roku z „kija”. W „Naked Mummy” zupełnie brakowało mi dyni, chmiel przesłonił i ją i przyprawy korzenne.

Jak widać poniżej, pierwszy dzień był całkiem na luzie – nie było kolejek do stoisk, ani tłumów, na spokojnie można było podejść do lady, poczytać, porozmawiać i wybrać piwo.

ptp20

ptp21

ptp23

ptp24

ptp22

Mój Mąż za to postanowił spróbować swojego pierwszego piwa w stylu Gose i wybrał Salty Barbara z kolendrą i sokiem z rabarbaru – Gose to jeszcze mało popularny styl piwa, którego skład wzbogaca się o dodatek soli. W Salty Barbarze zabrakło nam wyraźnego smaku rabarbaru – tego, który znaleźliśmy we francusko-norweskim IPA RHUB’ I.P.A., które kupiłam w Holandii (zdjęcie poniżej), a na blogu Kopyry – blog.kopyra.com, możecie posłuchać o nim nieco więcej – pod tym linkiem.

ptp25

Ale, mimo wszystko AleBrowar nie traci na jakości i trzyma poziom świetnych piw – a co do tego chmielu, o który się tak czepiam – myślę, że sami twórcy z AleBrowaru mają świadomość tego, że lubią dużo chmielić, wystarczy pierwszy rzut oka na ich stronę internetową i każdy z Was zrozumie, że tak jest :)

Najmilszym zaskoczeniem imprezy był dla mnie Browar Podgórz – oczywiście wcześniej go znałam, ale pierwszy raz miałam okazję próbować piwa malinowego, które nie smakowało słodzonym, malinowym syropem, tylko miało prawdziwy smak świeżych, lekko kwaskowatych malin – chodzi tu oczywiście o piwo o nieco sfeminizowanej nazwie „Cud Malina” – malinowy Milk Stout. W pierwszej chwili wyczuwalny jest klasyczny, ułożony Milk Stout, a dopiero potem wchodzą wyraźne, lekko kwaskowate maliny (to jest ten rodzaj kwaskowatości charakterystyczny tylko dla tych owoców), który przypomina na myśl owoce zerwane prosto z krzaka.

ptp27

Reszta ekipy skusiła się na piwo w stylu APA o nazwie „Space Sheep” i też byli zachwyceni, przy czym dodatkowo Mąż skusił się jeszcze na Portera bałtyckiego 652 M. N. P. M. i na „Zasiali Górale” (Rye APA).

Stoisko Browaru Podgórz nie tylko wyróżnia się na tle innych, ze względu na mocny, owczy akcent, ale też ze względu na to, że podchodząc do niego witają nas piękne, uśmiechnięte, czerwonouste dziewczęta w czapkach w kształcie owiec. Bo wiecie, że na postrzeganie marki wpływ ma całokształt, nie? :) Jednogłośnie Browar Podgórz został przez naszą czwórkę ogłoszony naszym ulubionym browarem Poznańskich Targów Piwnych – ale, ale, nie tylko ze względu na wszędobylskie owce i ładne dziewczyny! Ale ze względu na świetne piwo – taka szkoda, że Cud Maliny nie można kupić zabutelkowanej :(

ptp26

ptp30

ptp28

ptp29

W Browarze Stu Mostów panowie skusili się na ART. +9 Oatmeal Hoptart i wiem, że wracali po dolewkę – ech :) Za to my, z Mamą byłyśmy zachwycone wyrobami bardziej kulinarnymi, czyli produktami z Conceptu Stu Mostów: musztardami z brzeczką (piwną!), majonezem z chmielem, ketchupem z buraka – moje serducho szczególnie podbił majonez z chmielem – z lekką goryczką, którą wyczuwa się w piwie – to coś idealnego dla wielbicieli chmielu i dobrej kuchni.

Kupiłyśmy z Mamuśką tylko po jednym słoiku, żałuję, że tylko tyle, bo smak tego majonezu zwyczajnie mnie uwiódł – my podałyśmy go na gotowanych jajkach z kawiorem z taszy – rewelka :)

ptp34

ptp35

ptp32

ptp31

ptp33

Pierwszego dnia nie starczyło nam już sił na piwa z browaru Szałpiw i to był nasz ogromny błąd, ponieważ w sobotę kolejki były przeogromne a Kociamber – APA, w której wyczuwalne jest świeże kiwi już nie był dostępny na kranie :( dobrze, że w domu mam jeszcze zachomikowaną butelkę!

Dla tych, którzy alkoholu pić nie mogą lub nie lubią, była również nachmielona woda mineralna z Browaru Nepomucen. Produkt, który znamy, ponieważ mój Mąż latem robił własne chmieloniady, ale ta woda nachmielona była niegazowana.

Poprawka – woda jest gazowana :)

ptp36

Drugiego dnia udało mi się spróbować ostatniego z wybranych przeze mnie, dyniowych piw – Zośki Straszybotki z Browaru Piwoteka, która okazała się dyniowym Gose (czyli piwem z solą, jak już wcześniej pisałam) z solą himalajską. Próbując niektórych piw, czasami używam słowa „miękka” konsystencja – co idealnie wpasowało się w smak tego piwa – okazuje się bowiem, że Zośka Straszybotka ma tylko 7,0 IBU – co oznacza, że niemalże nie czuć w nim goryczki. Trudno mi opisać smak Zośki – na pewno bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, bo zwykle pijamy piwa dość mocno nachmielone (ja za pszenicznymi nie przepadam).

Miłą nowością był dla mnie Browar Lotny – Trzech Kumpli – oczywiście mój Mąż go znał i powiedział, że koniecznie muszę spróbować Wheat IPA – „Pan IPAni – spróbowałam i wiecie co? Mam naprawdę dobrego Męża! :D Piwo okazało się świetne – lekkie, rześkie, takie „dla mnie” :)

ptp41

ptp39

ptp38

ptp40

ptp37

Piwnemu szaleństwu, jak zwykle bywa na takich festiwalach, towarzyszyły prelekcje i wykłady na piwne tematy oraz koncerty. Nie zabrakło także dobrego jedzenia z podstawionych Food Trucków – my skusiliśmy się na pizzę, która była gotowa w dosłownie 5-7 minut od zamówienia, natomiast na burgery musielibyśmy czekać aż 45 minut i kolejka wciąż się wydłużała.

Nowością (chyba) była strefa rozrywki zorganizowana przez Wydawnictwo Rebel, które znane jest z wydawania gier planszowych na polskim rynku. My zatrzymaliśmy się tam na dłuższą chwilę dnia pierwszego – kiedy panowie z RebelTrucka dowiedzieli się, że swoją przygodę z planszówkami od Rebela zaczęliśmy od „Cywilizacji: Poprzez wieki”, stwierdzili, że teraz każda planszówka to „betka” i bułka z masłem :) może po części mieli trochę racji, aczkolwiek my wciąż mamy kilka nierozgryzionych gier, które leżakują u nas już kilka miesięcy. W każdym razie na miejscu można było usiąść i zagrać w swoje ulubione (lub nieznane/nowe!) planszówki. Nam polecono kilka gier, które niedługo na pewno znajdą się w naszej kolekcji – w końcu przecież idą Święta i trzeba już zacząć pisywać listy do Świętych Mikołajów, Dziadków Mrozów i innych Gwiazdorów. Nasza kolekcja wciąż się rozrasta, premier nie brakuje, a ja wprost oszalałam na punkcie gier planszowych (karcianych, typowo planszowych, itp.).

ptp42

ptp48

ptp47

ptp44

ptp43

ptp45

ptp46

ptp61

Wybaczcie, bo wiem, że wiele rzeczy pominęłam, ale nie byłam w stanie wszystkiego zobaczyć, spróbować, sfotografować, czy opisać – musiałabym na Poznańskich Targach Piwnych spędzić przynajmniej miesiąc, żeby na spokojnie wszystko ogarnąć :) Jeśli też gdzieś popełniłam jakiś błąd w nazewnictwie lub w słownictwie fachowym – wybaczcie mi, jestem tylko kulinarką.

I jeszcze kilka migawek:

ptp57

ptp49

ptp54

ptp52

ptp53

ptp51

ptp50

ptp59

ptp60

ptp62

ptp63

ptp64

ptp65

ptp66

ptp67

W Poznaniu był czas i na zabawę na Targach i na zakupy – mój blog dostał całą porcję pięknych rzeczy, bo odkryłam sklep English Home, gdzie był dość spore wyprzedaże, także nie mogłam się powstrzymać i w sumie z dwóch sklepów tej sieci wyszłam z 3 wielkimi torbami zakupów… W Starej Rzeźni też byliśmy, ale bez szału – spośród 200 złotych odłożonych i przeznaczonych, by zaszaleć, wydałam ledwie 29, ale kupiłam kilka fajnych „perełek”.

ptp69

ptp68

ptp70

Nie wiem, kiedy znów będę w Poznaniu, ale na pewno za rok znowu znajdziecie mnie na Poznańskich Targach Piwnych, bo takiego wydarzenia nie można przegapić! Może następnym razem starczy nam czasu, by cokolwiek zwiedzić? Bo i w zeszłym roku i w tym tylko pobieżnie okrążyliśmy Stary Rynek, zmierzając do Brovarii – browaru restauracyjnego, w którym podają fantastyczne jedzenie i całkiem niezłe piwa.

No i – wybaczcie, że nie ma mnie na żadnym zdjęciu – ja zawsze stoję po drugiej stronie obiektywu i mam z tego największą frajdę :)

KLIKNIJ, ABY SKOMENTOWAĆ